sobota, 23 grudnia 2017

Tradycje i zwyczaje Bożonarodzeniowe.

Witam! Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Z tej okazji pragnę przedstawić kilka związanych z nimi tradycji i zwyczajów, które zawierają też pewną ciekawą symbolikę. Oto one.

Adwent

Okres przed świętami to adwent (łac. adventus). W tradycji chrześcijańskiej jest to czas oczekiwania na powtórne przyjście Chrystusa. Trwa on od 23 do 28 dni. Rozpoczyna się w pierwszą niedzielę po uroczystości Chrystusa Króla.


Wigilia

Słowo "wigilia" pochodzi od łacińskiego "vigiliare" i oznacza "nocne czuwanie".
Wigilia Święta Bożego Narodzenia to przede wszystkim wieczerza wigilijna. Tego wieczoru cała rodzina zasiada przy świątecznie nakrytym stole i celebruje nadchodzące święta Bożego Narodzenia.

Liczba potraw na wigilijnym stole

Liczba dwanaście to tylko jedna z możliwych wersji. Według jednej z tradycji na świątecznym stole powinna znaleźć się nieparzysta liczba potraw, co zaprzeczałoby zwyczajowi, według którego symbolem jest liczba dwanaście. Aleksander Bruckner w słowniku etymologicznym języka polskiego pisał, że wieczerza chłopska składała się z pięciu lub siedmiu potraw. Bogatsi, a więc przedstawiciele szlachty, przygotowywali na świąteczny stół dziewięć potraw, natomiast arystokraci - jedenaście. Siedem to symbol dni tygodnia, zaś dziewięć oznacza liczbę chórów anielskich. Liczba dwanaście okazała się wyjątkiem od reguły, jednak jej symbolika jest równie ważna - chodzi bowiem o dwunastu apostołów.

Potrawy na wigilijnym stole

Na wigilijnym stole możemy spotkać wiele ciekawych potraw.
Listę otwiera jedna z tradycyjnych zup wigilijnych – barszcz czerwony z uszkami. Potrawa nie dość, że pyszna i zdrowa to jeszcze pięknie prezentuje się na stole przykrytym białym obrusem.
W niektórych regionach Polski podawana jest zupa grzybowa, zamiast barszczu czerwonego. Dawniej grzyby kojarzone były z siłą i zdrowiem.
Kolejną staropolską potrawą jest kapusta z grochem. Kiszona kapusta jest bardzo zdrowa, jest źródłem witamin i soli mineralnych oraz posiada właściwości antyrakowe. Wigilia to kolacja postna, dlatego zamiast mięsa podaje się ryby, które symbolizują Jezusa i odradzanie się do życia. Obok karpia pojawia się śledź – symbol postu i wyczekiwania.
Kolejna potrawa pełna symboliki, bez której nie wyobrażamy sobie wigilijnego stołu to pierogi z kapustą i grzybami. Według tradycji grzyby posiadały magiczną moc. Kompot z suszu to kolejna ważna pozycja na wigilijnej liście przepełniona symboliką. Gruszki zapewniają długowieczność, jabłka miłość i zdrowie, natomiast suszone śliwki odpędzają złe moce.
Kluski z makiem to tradycyjna potrawa na Podlasiu, Podkarpaciu, Mazowszu oraz w Wielkopolsce. Na Mazowszu z długości klusek wróżono obfitość plonów. Według wierzeń ludowych mak przynosił bogactwo, dlatego na wigilijnym stole nie mogło go zabraknąć, a jego brak mógł przynieść nieszczęście. Stąd ważną pozycją na liście jest makowiec. W niektórych częściach podawana jest kutia, której przepis pochodzi z Kresów.
Piernik symbolizował dobrobyt i kojarzył się z wyższym statusem społecznym. Ciemne i twarde ciasto, pachnące miodem i przyprawami korzennymi było przyrządzane tak, aby być dobre do spożycia przez długi okres czasu.
Na końcu listy znajduje się chleb, o którym nie wolno zapomnieć. Jest symbolem nowego życia oraz dobrobytu. Jego obecność wśród pozostałych wigilijnych dań ma zapewnić pomyślność w nadchodzącym roku.

Wolne miejsce przy stole

 Zanim wszyscy usiądą przy wigilijnym stole, trzeba oczywiście zadbać o odpowiedni wystrój i nakrycia. Tych ostatnich powinno być o jedno więcej niż liczba gości. Po co dodatkowe miejsce przy świątecznym stole? Symbolizuje ono pamięć o tych, którzy nie mogą spędzić tegorocznych świąt razem z nami. Bywa i tak, że przygotowywane jest z myślą o zmarłym członku rodziny.

Pierwsza gwiazdka

Według Pisma Świętego (Ewangelia wg św. Mateusza) to Gwiazda Betlejemska doprowadziła trzech króli (Kacpra, Melchiora i Baltazara) do Betlejem. Na pamiątkę tego wydarzenia dzieci z niecierpliwością wyczekują pierwszej gwiazdki na niebie - symbolizuje ona początek celebrowania świąt Bożego Narodzenia.

Choinka

Nieodłącznym elementem świąt Bożego Narodzenia jest choinka. Początkowo świąteczne drzewko nazywano hailekrystem. Zwyczaj jego zdobienia przyszedł do nas z Niemiec, choinki zaczęliśmy dekorować dopiero na przełomie XVIII i XIX. Choinkę powinno się ubierać dopiero 24 grudnia. Jej poszczególne elementy także mają swoją symbolikę: światełka to znak przyjścia Chrystusa na świat, ozdoby są symbolem łaski Bożej, łańcuch to symbol węża-kusiciela, a jabłka - grzechu. Zwyczaj zdobienia choinki przez długi czas nie był aprobowany przez przedstawicieli Kościoła Katolickiego, którzy za symbol Narodzenia Pańskiego uznawali szopkę. Zmieniło się to pod koniec XIX wieku. Dzisiaj w katolickich domach dominują raczej drzewka świąteczne.

Sianko pod obrusem

Wedle jednego z licznych zwyczajów bożonarodzeniowych pod obrus należy położyć garstkę siana. Jest ono symbolem żłobka, w którym leżało Dzieciątko Jezus. Domownicy mogą też spróbować wyciągnąć źdźbło siana spod obrusa. Podobno ten, który wyciągnie najdłuższe, będzie cieszył się największym szczęściem i powodzeniem w nadchodzącym roku.


Barwy Świąt

Święta Bożego Narodzenia powinny kojarzą się z dwoma kolorami: zielonym i czerwonym. To w tych barwach najczęściej przygotowywane są ozdoby świąteczne. Zieleń jest symbolem nadziei i wierności, natomiast czerwień to symbol krwi Chrystusa.

Dzielenie się opłatkiem

Zwyczaj ten pochodzi z początków XIX wieku. Dawniej oprócz tradycyjnych opłatków, wytwarzanych z przaśnego ciasta, chleba i wody, były również kolorowe opłatki. Tymi ostatnimi dzielono się ze zwierzętami. Kultywowanie tego zwyczaju miało je chronić od zapadania na rozmaite choroby. Dzielenie się opłatkiem, o jakim możemy mówić obecnie, jest symbolem wyrażenia wdzięczności i znakiem przebaczenia dawnych win.

Śpiewanie kolęd

Po wieczerzy wigilijnej nie może zabraknąć wspólnego śpiewania kolęd. Pierwsza polska kolęda pochodzi z roku 1424 - mowa tutaj o "Zdrów bądź królu anielski". Z XV wieku pochodzi również popularna "Anioł pasterzom mówił". Zbiory kolęd i pastorałek publikowano w książeczkach, zwanych kantyczkami. Najwięcej bożonarodzeniowych pieśni powstało na przełomie XVII i XVIII wieku.

Jak widać ze Świętami Bożego Narodzenia związanych jest  wiele tradycji i zwyczajów.
Niewątpliwie zacieśniają one rodzinne więzi, pogłębiają duchowe relacje i wiarę. Nie zapomnijmy więc o ich kultywowaniu w naszych domach oraz propagowaniu ich w naszym środowisku życia.

Przy pisaniu tego artykułu korzystałam z następujących źródeł:

1. http://naludowo.pl/kultura-ludowa/zima-obrzedy-zwyczaje-ludowe/12-dwanascie-tradycyjnych-dan-potraw-wigilijnych-dania-wigilijne-symbolika-znaczenie-dlaczego-puste-miejsce-wigilia-boze-narodzenie-barszcz-czerwony-z-uszkami-zupa-grzybowa-kapusta-grochem-karp-sledz.html,
2. http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/9162576,symbole-swiat-bozego-narodzenia-tradycje-i-zwyczaje-ktore-kazdy-powinien-znac-lista,id,t.html

sobota, 16 grudnia 2017

Sługa Boży Kardynał Stefan Wyszyński


W dniu dzisiejszym pragnę przedstawić postać kardynała Stefana Wyszyńskiego, Sługi Bożego, ważnej figury życia religijnego w czasach komunizmu w Polsce a zarazem wielkiego człowieka w pełni oddanego Bogu i Ojczyźnie. Według nieoficjalnych informacji, niebawem ma zostać ogłoszony dekret o heroiczności cnót Prymasa Tysiąclecia. Przyjrzyjmy się więc bliżej tej postaci.

Kardynał Stefan Wyszyński urodził się dnia 3 sierpnia 1901 r. w Zuzeli nad Bugiem, na pograniczu Mazowsza i Podlasia. Kształcił się w Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku, które zakończył przyjęciem święceń kapłańskich z rąk bp Wojciecha Owczarka. Naukę kontynuował na Wydziale Prawa Kanonicznego, a także Wydziale Prawa i Nauk Społeczno – Ekonomicznych KUL.  Studia te zakończył obroną doktoratu na podstawie rozprawy Prawa rodziny, Kościoła i państwa do szkoły. Rok później został profesorem prawa kanonicznego i socjologii w Wyższym Seminarium Duchownym we Włocławku.

Po kampanii wrześniowej musiał ukrywać się przed gestapo, bowiem w swoich powstałych przed wojną publikacjach, zdecydowanie przeciwstawiał się nazizmowi. Z kolei podczas powstania warszawskiego był kapelanem zgrupowania AK „Kampinos”.

Po zakończeniu wojny powrócił do Włocławka, gdzie zaangażował się w prace nad ponownym otwarciem seminarium. Wkrótce został jego rektorem, a także redaktorem czasopisma „Ład Boży”.

W 1946 r. papież Pius XII mianował go biskupem ordynariuszem diecezji lubelskiej. Sakrę biskupią przyjął na Jasnej Górze, z rąk prymasa Augusta Hlonda. Jako dewizę przyjął hasło Soli Deo (Jedynemu Bogu). Dwa lata później, po śmierci kardynała Hlonda, został podniesiony do godności arcybiskupa metropolity warszawsko – gnieźnieńskiego, prymasa Polski.    Z obawy, że  nie podoła temu zadaniu, prosił kard. Sapiehę, by spowodował zmianę decyzji papieża. Po latach pisał:„Myślałem zbyt po ludzku, pamiętałem o własnej nieudolności, a zapomniałem o tym, co Bóg zdolny jest uczynić, posługując się takimi narzędziami, jakie On sam wybiera.

12 stycznia 1953 r. Wyszyński otrzymał kapelusz kardynalski. Nie mógł on jednak odebrać go osobiście, gdyż władze komunistyczne odmówiły mu wydania paszportu. Prymas Wyszyński, jako głowa polskiego Kościoła zawarł porozumienie z władzami PRL. W zamian za potępienie wciąż walczących oddziałów partyzanckich oraz uznanie nowej granicy zachodniej uzyskał zgodę na naukę religii w szkołach i działalność KUL.

Ugoda trwała krótko bowiem 25 września 1953 r. prymas został aresztowany. Do jesieni 1956 r. przebywał w kolejnych miejscach odosobnienia: Rywałdzie Królewskim, Stoczku Warmińskim, Prudniku Śląskim, oraz Komańczy. Należy też wspomnieć, że podczas pobytu prymasa w Komańczy powstał tekst Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego, będących odnowieniem ślubów lwowskich Jana Kazimierza z czasów potopu szwedzkiego. Ponieważ kardynał Wyszyński wciąż był więziony, tekst ślubów odczytał bp Michał Klepacz 26 sierpnia 1956 r.,       w obecności blisko miliona pielgrzymów, przybyłych na Jasną Górę.

Prymas Wyszyński swoje uwięzienie traktował jako ofiarę złożoną Bogu za Kościół w Polsce. W maju 1956 roku, kierując się ku Matce Bożej, zapisał: „Jeśli jest Ci to potrzebne, zabij mnie, aby mógł żyć w Polsce Kościół Syna Twego”.

Warto też dodać, że Prymas nie tylko przebaczył swoim wrogom i prześladowcom, ale też się za nich modlił. Na okładkach brewiarza miał zapisaną intencję modlitewną: „za Ojczyznę i Jej Prezydenta” i za tych „co z Kościołem walczą”. Prymas modlił się też za partyjnych notabli, „za partię, UB, więziennych dozorców”. Przebaczył również duchownym i świeckim, którzy przez kilkadziesiąt lat go inwigilowali, przebaczył Władysławowi Gomułce – swemu „Krzywdzicielowi”, którego, jak wyznał, „nie skrzywdził nawet myślą”.

Po odzyskaniu wolności prymas prowadził Wielką Nowennę, która miała przygotować naród na obchody Tysiąclecia Chrztu Polski. Nowenna zakończyła się 3 maja 1966 r. Aktem Oddania Narodu Matce Bożej za wolność Kościoła w Polsce i na świecie. Kardynał Wyszyński był też jednym z inicjatorów słynnego orędzia biskupów polskich i biskupów niemieckich, co spotkało się z ostrą krytyką ze strony władz komunistycznych.

Kardynał Wyszyński pozostawał aktywnym uczestnikiem obrad Soboru Watykańskiego II, podczas którego złożył na ręce papieża Pawła VI memoriał Episkopatu Polski w sprawie ogłoszenia Maryi Matką Kościoła co spotkała się z akceptacją ze strony Stolicy Apostolskiej.  

22 października 1978 uczestniczył on w inauguracji  pontyfikatu  Jana Pawła II. Przystąpił do homagium, czyli uroczystego złożenia hołdu nowemu papieżowi przez kardynałów. Miało  wówczas miejsce pewne znamienne zdarzenie. Otóż gdy prymas Wyszyński całował papieża w pierścień, Jan Paweł II na znak szacunku dla Wyszyńskiego uniósł się z tronu, ucałował go w rękę i uścisnął.

Wobec napiętej sytuacji polityczno – społecznej w naszym kraju prymas Wyszyński podejmował starania mające na celu łagodzenie konfliktów na linii rząd – opozycja. Toteż w latach 1980 – 1981 pełnił rolę pośrednika w negocjacjach pomiędzy władzą, a
„Solidarnością”.

Kardynał Wyszyński zmarł 28 maja 1981 r. w Warszawie, w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Miał 80 lat, z których 57 przeżył jako kapłan. Trumna z jego ciałem spoczęła w podziemiach katedry św. Jana w Warszawie a pogrzeb stał się wielką narodową manifestacją.
W uznaniu zasług Prymasa Tysiąclecia Sejm Rzeczypospolitej ogłosił rok 2001 Rokiem Kardynała Stefana Wyszyńskiego. 6 lutego 2001 zakończony został  jego proces beatyfikacyjny. W listopadzie 2015 złożono positio w Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych. W kwietniu 2016 komisja teologów w Rzymie jednomyślnie uznała heroiczność  cnót Kardynała a 12 grudnia 2017 uczynili to kardynałowie i biskupi z Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

Prymas Wyszyński wiele czasu spędzał na modlitwie, podczas której zawierzał Bogu swoje sprawy. Jak mawiał: „Nie wystarczy w Boga wierzyć, trzeba jeszcze Bogu zawierzyć”. Prymas potrafił modlić się stale. „Nie przeszkadzała mu w tym ani podróż, ani rozmowa, ani posiłek, ani wykonywane zajęcia. Potrafił wewnętrznie jednoczyć się z Bogiem”.

Świętość prymasa
Stefana Wyszyńskiego wyrażała się także w zwyczajności. Okryty kardynalską purpurą, obsypany kościelnymi tytułami i obciążony ponad miarę obowiązkami, którym mógł podołać tylko dzięki tytanicznej pracy, wobec zwykłych ludzi – świeckich i duchownych – był przystępny i ojcowski. Jego duchowe ojcostwo sprawiało, że był wobec ludzi wymagający, a jednocześnie pełen miłości i miłosierdzia.

Był człowiekiem skromnym, także gdy chodzi o warunki życia, i pokornym, czyli – jak mówił kard. Józef Glemp – w prawdzie patrzącym na siebie i na rzeczywistość. Prymas Stefan Wyszyński, jak każdy święty, miał poczucie humoru,lubił opowiadać dowcipy. Miał dystans do siebie. I ogromny szacunek dla każdego człowieka. Zawsze, kiedy do pomieszczenia wchodziła kobieta, wstawał.

Niewątpliwie postać Prymasa Wyszyńskiego wywarła ogromny wpływ na historię naszego kraju. Przez dziesięciolecia swojej posługi zdołał on bowiem przeprowadzić polski Kościół przez niezwykle trudne dla jego funkcjonowania lata komunizmu. Ale nie tylko to czyni go świętym. To między innymi uosabiane przez niego pokora i skromność, które były widoczna zarówno w myślach jak i działaniach tego wielkiego duchownego. Wynikały one z pewnością z pełnego oddania się woli Bożej. Jest ono z pewnością kolejnym elementem wskazującym na świętość życia Prymasa. Warto nadmienić, że był on również człowiekiem miłosierdzia, ponieważ w pełni przebaczył swoim prześladowcom. Ponadto wiele czasu poświęcał modlitwie zawierzając  w niej  Bogu wszystkie swoje sprawy.                  Należy podkreślić, że świętość znamionowała osobę Prymasa za życia, a  jego ewentualny proces beatyfikacyjny będzie tylko jej oficjalnym potwierdzeniem. Miejmy nadzieję, że stanie się to już niedługo.

Przy pisaniu artykułu korzystałam z następujących źródeł:
1.       http://www.kul.pl/zyciorys-slugi-bozego- stefana-kardynala-wyszynskiego,art_11957 .html;
2.       https://pl.wikipedia.org/wiki/Stefan_Wys zy%C5%84ski;
3.       https://pl.aleteia.org/2017/12/12/prymas -wyszynski-5-powodow-dla-ktorych-powinie n-zostac-blogoslawionym/




sobota, 9 grudnia 2017

Recenzja filmu ,, Bóg nie umarł 2".

Od czasu do czasu w mediach poruszany jest temat rozdziału Kościoła od Państwa. Wiele środowisk w Polsce chciałoby całkowitego rozdziału na wzór francuskiego rozdziału. Inne środowiska chciałyby państwa wyznaniowego i połączyć Kościół i Państwo. Mi się żadna z tych opcji nie podoba. Najlepsze rozwiązanie jest po środku, takie jakie mamy aktualnie w naszej ojczyźnie. Czyż to nie jest piękne, że istnieje wolność sumienia i wyznania i że nie trzeba zwalniać pracowników jakiejś instytucji z powodu ich przekonań religijnych (chociaż niestety w Polsce istnieją prześladowania za wyznawanie danej religii)? Czy nie mamy szczęścia, że nasi duchowni nie są kontrolowani przez państwo na polu ich działalności religijnej? Co by się stało gdyby jednak było inaczej? Właśnie taka sytuacja pokazana jest w filmie ,,Bóg nie umarł 2", reżyserii Harolda Cronk z 2016 r.

Film opowiada historię pewnej nauczycielki, która jest głęboko wierzącą chrześcijanką. Pewnego dnia jedna z uczennic pyta ją o Jezusa, na co nauczycielka odpowiada jej słowami Pisma Świętego. Konsekwencje tej odpowiedzi są tragiczne, szkoła zwiesza ją w prawach nauczyciela, a następnie ateistyczni rodzice dziewczyny, która zadała pytanie o Jezusa pozywają kobietę, twierdząc że narzucała ich córce swoje poglądy religijne w miejscu publicznym, gdzie nie można tego czynić. Od tamtego momentu pozwana przechodzi koszmar, jednak pomimo ciężkich chwil i obawy utraty całego majątku, nie opuszcza Jezusa i nie przeprasza za wyrażenie swoich przekonań religijnych.

W filmie obsada aktorska była bardzo dobrze dobrana. Aktorzy grali na wysokim poziomie. Akcja była niestety trochę za powolna, ale może dzięki temu ,,Bóg nie umarł 2" stał się bardzo refleksyjnym utworem. Świetnym zabiegiem reżyserskim było przeplatanie scen związanych z głównym wątkiem, historiami różnych ludzi, które na koniec filmu połączyły się w jedną całość. Koniec filmu mnie nie zaskoczył, ale podobał mi się. Najpiękniejszymi scenami w dramacie były nawrócenia dwóch osób, które wychowywały się w ateistycznych rodzinach. Zachwyciła mnie scena pokazująca wielkie rzesze modlących się ludzi na koncercie. Ten fragment filmu udowodnił wielką siłę modlitwy (modlitwy przezwyciężającej sytuacje beznadziejne).

,,Bóg nie umarł 2" wywołuje, w trakcie jego oglądania, tak wiele emocji - od zachwytu po złość i smutek, że na pewno jeszcze długo będzie w mojej pamięci. Myślę, że film powinno się obejrzeć i wyrobić na jego temat własne zdanie. Polecam go i dla osób niewierzących oraz ludzi innych wyznań niż chrześcijaństwo (sytuacja pokazana w filmie, gdyby zdarzyła się naprawdę to rzutowałaby na wszystkie wyznania). Najważniesze przesłaniem filmu to stwierdzenie, że wyznawania religii nie można ograniczać do kościoła, ono jest naszą częścią i mamy prawo swoje poglądy wyrażać w każdym miejscu. Nasze przekonania są częścią naszej osobowości, więc w każdym miejscu będą zauważalne. Pamiętajmy o tym i nigdy nie prześladujmy nikogo z powodu jego religii.

wtorek, 21 listopada 2017

Jak zostać świętym? - recenzja filmu ,, Dwie Korony”.

Niedawno na ekranach kin mieliśmy okazję oglądać dokument fabularyzowany o życiu i męczeństwie jednego z największych świętych XX wieku- Św. Maksymiliana Marii Kolbego.
Tytuł filmu ,,Dwie Korony” nawiązuje do pewnego znamiennego wydarzenia, które ponoć miało miejsce w życiu przyszłego świętego. Gdy Maksymilian był małym chłopcem ukazała mu się Matka Boża, pokazując dwie korony. Jedna symbolizowała czystość, druga męczeństwo. Chłopiec miał wybrać. Wybrał obie.
,,Dwie Korony’’, łączy w sobie dwa wymiary : dokumentalny i fabularny. Pierwszy z nich ma walor edukacyjny. Drugi natomiast zawiera wiele ciekawostek o osobie, życiu i działalności świętego przez co film jest w stanie zainteresować widza.
Reżyserem filmowej historii życia świętego jest Michał Kondrat występujący zresztą w części dokumentalnej filmu. Muzykę do filmu skomponował m.in. Robert Janson. Warto dodać, że premiera ekranizacji życia Św. Maksymiliana odbyła się w maju tego roku podczas targów filmowych organizowanych w ramach festiwalu w Cannes.
W warstwie fabularnej filmu pojawiło wiele gwiazd polskiego kina. W roli głównej wystąpił Adam Woronowicz. Na uwagę zasługują również drugoplanowe role aktorskie Cezarego Pazury, Macieja Musiała, Antoniego Pawlickigo, Pawła Deląga, Artura Barcisia, Dominiki Figurskiej, Sławomira Orzechowskiego i Mateusza Pawłowskiego.
Film ukazuje Św. Maksymiliana jako człowieka o niezwykłej pewności siebie, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, a zarazem pokornego i w pełni oddanego Bogu i ludziom. I właśnie dzięki połączeniu tych dwóch, wydawać być się mogło przeciwstawnych cech Maksymilian realizował wszystkie wyznaczone sobie cele. Warto wspomnieć, że w ich urzeczywistnianiu nie kierował się jedynie prywatnymi pobudkami, ale miał na względzie dobro innych ludzi, chcąc ich jeszcze bardziej przybliżyć do Boga i Niepokalanej, którym zawierzył całe swoje życie.
I tak oto, ten skromny zakonnik założył w Niepokalanowie zakon dla 800 braci, tworząc tym samym największy męski klasztor na świecie. Poza tym był twórcą pisma Rycerz Niepokalanej, które wydawał w liczbie 60 mln egzemplarzy rocznie. Postanowił je także publikować w Japonii, pomimo tego, że nie miał pieniędzy na jego nakład nie znając  dodatkowo języka tego kraju. Tworzył również projekty pojazdów kosmicznych.
Nie sposób także nie wspomnieć tutaj o dobrze znanym większości z nas, akcie dobrowolnego oddania życia za współwięźnia Franciszka Gajowniczka, będącego w grupie 10 więźniów skazanych na śmierć, za ucieczkę z obozu jednego z nich. Wcześniej jednak Św. Maksymilian potrafił zmienić ponurą umieralnię obozową w Auschwitz niemalże w kaplicę.
Niewątpliwie biografia Św. Maksymiliana Kolbe pełna jest pięknych i wręcz nieprawdopodobnych zdarzeń. Wiele jest w niej również nawiązań do historii naszego kraju. W części dokumentalnej filmu poznajemy miejsca, w których działał święty – Polska, Włochy, Japonia, oraz słyszymy liczne historie opowiadane przez publicystów, czy świadków poszczególnych wydarzeń.
Pomimo, że niektórym krytykom film wydał się zbyt pompatyczny i nieciekawy, to jednak został on bardzo dobrze przyjęty przez większą część publiczności zgromadzonej w kinach.
Zawiera on również wiele wątków humorystycznych, które nadają osobie świętego i jego dziełu ludzki wymiar, chociaż w filmie nie brakuje też scen, w których w oku może zakręcić się łezka.
Film ukazuje nam również doskonałą receptę na świętość. Stanowi ją połączenie determinacji w działaniu z pokorą, które to ideały uosabiał w życiu Św. Maksymilian. Przykład Jego życia powinien być więc dla nas drogowskazem w naszym dążeniu ku świętości.
,,Dwie Korony” jest więc filmem wartym uwagi. Mogę zagwarantować, że czas poświęcony na jego obejrzenie nie będzie stracony.

Przy pisaniu artykułu korzystałam z następujących źródeł:
1. http://niezalezna.pl/205846-quotdwie-koronyquot-od-dzis-w-kinach-recenzja,
2. https://pl.wikipedia.org/wiki/Maksymilian_Maria_Kolbe,

sobota, 4 listopada 2017

Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny.


Witam! Niedawno obchodziliśmy ważne dla nas chrześcijan- katolików dni, a mianowicie Uroczystość Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny. W związku z tym, oto kilka słów o tych świętach.

Uroczystość Wszystkich Świętych obchodzona jest przez Kościół Katolicki corocznie dnia 1 listopada. W tym dniu wspominamy wszystkich tych, którzy swoim życiem osiągnęli niebo i cieszą się już chwałą zbawionych. Mogą to być zarówno ci, których Kościół wyniósł  na ołtarze oraz ci, o których świętości oficjalnie się nie wspomina. Do pierwszej grupy należą osoby znane nam z obrazów, figur, hagiografii, których imion przyzywamy w modlitwach.  W drugiej znajdują się ci, znani raczej węższemu gronu osób. Może to być więc każdy, którego spotykaliśmy na naszej drodze życia a więc jeden z członków rodziny, przyjaciółka, sąsiadka, koleżanka z pracy…. Wspomniane osoby żyły na pewno w rożnych czasach i w różnych okolicznościach. Pomimo to, łączy je jedno - głębokie zjednoczenie z Bogiem, którym przeniknięte było ich całe życie.

Wspomniana uroczystość wyraża również naszą wiarę w świętych obcowanie a także przypomina nam o powszechnym powołaniu, nas ludzi do świętości. Nawiązuje również do prawdy o naszej wspólnocie ze Świętymi, którzy otaczają nas opieką.

Poprzez Świętych oddajemy cześć Panu Bogu, gdyż za Ich wstawiennictwem zanosimy do Niego nasze modlitwy. Kościół czci świętych w różnym stopniu. I tak na pierwszym miejscu stawia Najświętszą Maryję Pannę, następnie świętych: Józefa i Jana Chrzciciela, dalej Apostołów, wśród których Święci Piotr i Paweł mają uprzywilejowane miejsce. Najwięcej jest świętych lokalnych, którzy odbierają szczególną cześć: w zakonie, w narodzie, w państwie czy w diecezji, gdzie wsławili się męczeństwem za wiarę lub niezwykłą cnotą.

Dzień Zaduszny treściowo związany z wyżej wymienioną Uroczystością Wszystkich Świętych obchodzony jest co roku dnia 2 listopada. Święto to, zwane też Zaduszkami dla katolików łacińskich i wielu innych chrześcijan, to dzień modlitw za wszystkich wiernych zmarłych zarówno tych nam znanych jak ich tych, zapomnianych, za których nikt się nie modli.

W doktrynie Kościoła katolickiego Dzień Zaduszny jest wyrazem naszej wiary w obcowanie świętych oraz zmartwychwstanie ciał i życie wieczne po śmierci . Wyraża również naszą wiarę w skuteczność modlitwy wstawienniczej zanoszonej przez zmarłych do Boga w naszych sprawach.

W tym dniu Kościół modli się również za dusze zmarłych przebywające w czyśćcu.  Są to dusze tych, którzy nie mogą wejść do nieba, gdyż nie spłacili jeszcze wszystkich swoich długów zaciągniętych tu na ziemi. Można im pomóc zarówno przez modlitwę jak i uzyskane i ofiarowane w tym dniu odpusty zupełne w ich intencji.

W święto Wszystkich Świętych, a także następnego dnia czyli Dzień Zaduszny wierni odwiedzają cmentarze, aby ozdobić groby swoich bliskich, przyjaciół i znajomych kwiatami i zapalić znicze. W związku z tym dni te kojarzą się dla wielu ze zniczem, z grobem bliskich osób, z cmentarzem, innym z kolei z wiązanką kwiatów, jeszcze dla innych z modlitwą i pamięcią o tych, którzy wyprzedzili nas w drodze do wieczności.

My również korzystając jeszcze z czasu 7 – dniowej oktawy uroczystości Wszystkich Świętych ( od 1 do 8 listopada), w miarę czasu odwiedźmy przynajmniej jeden cmentarz i pomódlmy się za zmarłych. Uzyskany w ten sposób odpust zupełny ofiarujmy w ich intencji.
Warunkami uzyskania takiego odpustu są:
 stan łaski uświęcającej (jeżeli jest taka potrzeba – spowiedź sakramentalna)
- przyjęcie Komunii Świętej
- modlitwa w intencjach Ojca Świętego
- brak przywiązania do jakiegokolwiek grzechu
- pobożne nawiedzenie cmentarza i modlitwa za zmarłych.

Ważne jest również to, że o zmarłych powinniśmy pamiętać zawsze, a więc nie tylko w pierwsze dni listopada. Wyrazem tej pamięci, poza nawiedzeniem cmentarza i uprzątnięciem grobu jest nasza modlitwa zarówno osobista jak i wspólnotowa w ich intencji tych, którzy odeszli. Wspólnotowość ta wyraża się bowiem w uroczyście urządzanych pogrzebach oraz często zamawianych Mszach św. za zmarłych. Ponadto w Kościele rzymskim powszechne są Msze św. gregoriańskie (30 Mszy św. po kolei przez 30 dni).

Pamiętajmy więc o zmarłych, a na pewno zrekompensują się nam oni swoim wstawiennictwem u Boga we wszystkich naszych sprawach.

Przy pisaniu tego artykułu korzystałam z następujących źródeł:

1.https://pl.wikipedia.org/wiki/Uroczysto%C5%9B%C4%87_Wszystkich_%C5%9Awi%C4%99tych;
2.  https://pl.wikipedia.org/wiki/Zaduszki;
3. http://niedziela.pl/artykul/3820/nd/Uroczystosc-Wszystkich-Swietych-i-Dzien;
4. http://dziennikparafialny.pl/2014/odpust-w-oktawie-wszystkich-swietych/;

piątek, 6 października 2017

Sługa Boży - Matt Talbot część 2.


Źródło - https://rozaniec.info/matt-talbot/

Po zerwaniu z pijaństwem Talbot całkowicie zmienił otoczenie i znalazł przyjaciół, którzy nie namawiali go do powrotu do poprzedniego trybu życia. Ustalił sobie ścisły porządek dnia, dzieląc dokładnie czas między pracę, modlitwę i czytanie, tak żeby nie mieć go na wizyty w gospodzie. Wstąpił do Trzeciego Zakonu św. Franciszka (do którego ja z Weroniką należamy, niedługo będziemy przyjęte do nowicjatu) i kilku bractw kościelnych. Jego schronieniem stało się odtąd miejsce, w którym nikomu nie przyszłoby do głowy go szukać - kościół. Tylko tam czuł się bezpieczny. Tam znalazł klucz do nowego życia z Bogiem i w Bogu. Był to klucz modlitwy, sakramentów, umartwień, pracy nad sobą. Sobotnie popołudnie i wieczór, a także całą niedzielę spędzał w kościele.

Stopniowo zaczynał się modlić i prosić Boga o pomoc w wytrwaniu na drodze do trzeźwości. Zaczął przed pracą uczestniczyć w codziennej Mszy świętej, a wieczory spędzać na klęczkach w ciemnym kącie kościoła, położonego jak najdalej od jego własnej dzielnicy. Odwiedziny te pozwoliły mu poznać nowych przyjaciół - Jezusa, Maryję i świętych oraz nabrać nowych upodobań - do samotności, modlitwy, przebywania w obecności Boga. Nie było to łatwe. Jeszcze wiele razy wracał do domu w przekonaniu, że nie zdoła przetrwać kolejnego dnia w trzeźwości. Nazajutrz jednak był znów w kościele i błagał Boga: Proszę, nie pozwól mi wrócić do dawnego życia. Zmiłuj się nade mną. Im bardziej zbliżał się do Pana Boga, tym bardziej doświadczał wewnętrznej walki. Szatan upominał się o jego duszę wlewając w serce strach i zwątpienie. Mocno ściskając w dłoni różaniec Mateusz błagał o pomoc Matkę Bożą. Z walki tej wyszedł zwycięsko. Opuścił go smutek i przerażenie, a serce wypełniło się pokojem.

Matt Talbot, pomimo bycia prawie analfabetą z wysiłkiem zaczął czytać książki historyczne, a także św. Augustyna i Teresę z Avili oraz żywoty świętych. Wielu rzeczy nie rozumiał. Wypisywał je sobie na kartkach, a potem pytał o nie zdumionych księży i znajomych.

Postanowił, że musi pokutować za pijaństwo z młodości. Pracował ciężko. Jadł i spał mało. Sypiał na gołych deskach i drewnianej poduszce, tuląc do serca figurkę Matki Bożej z Dzieciątkiem. Przykrywał się wełnianym kocem, a w czasie wielkiego zimna dodatkowo kilkoma workami. Pościł często, długo i surowo. Modlił się nocami. Wstawał przeważnie o godz. 2.00 w nocy. Codziennie odmawiał różaniec. Podczas modlitwy i czytania duchownego zawsze klęczał wyprostowany na obnażonych kolanach. Nigdy podczas modlitwy nie opierał rąk. Przed pracą szedł na godzinę piątą do kościoła, brał udział we Mszy św. i regularnie przyjmował Komunię świętą.  Żył razem z matką skromnie. Pieniądze, które mu zostawały, rozdawał biednym lub wysyłał dla misjonarzy.

Będąc murarzem, musiał codziennie o szóstej rozpoczynać pracę. Kiedy Msza św. została przeniesiona z godziny piątej na 6.15 i nie mógł już brać udziału w nabożeństwie przed rozpoczęciem pracy zrezygnował z dotychczasowego zawodu i przeniósł się do wielkiej firmy handlu drzewem T. i C. Martin. Tam rozpoczynał pracę o godzinie ósmej. Mógł więc dalej uczestniczyć w porannej Mszy św.

Pomimo surowego trybu życia w pamięci przyjaciół Matt Talbot pozostał wesołym kompanem, chętnie śmiejącym się z żartów i dobrze bawiącym się w towarzystwie.
Żył cicho i niepozornie i tak samo umarł. W niedzielę 7 czerwca 1925 roku zasłabł w drodze do kościoła. Umierającego rozgrzeszył domikanin pobliskiej parafii wezwany przez przypadkowo przechodzącą kobietę. Ciało przewieziono do szpitalnej kostnicy. Zmarłego udało się rozpoznać dopiero po czterech dniach. W kieszeni nie miał pieniędzy ani dokumentów. Kobieta, która go znalazła, zwróciła uwagę na lekko zardzewiałe dwie szpilki w kształcie krzyża przyszyte do rękawa płaszcza.

Rok później sir Joseph Glynn napisał małą broszurkę o życiu Matta Talbota. Nieoczekiwanie dziesięciotysięczny nakład sprzedano w cztery dni. W 1927 angielskie wydanie jego biografii wydrukowano w stu tysiącach egzemplarzy, a następnie przetłumaczono je na 12 języków. Wobec takiego zainteresowania, a z czasem kultu otaczającego irlandzkiego robotnika biskup Dublina, Byrne, rozpoczął w 1931 roku proces informacyjny przed beatyfikacją. Przesłuchano 28 świadków, którzy pod przysięgą potwierdzili świętość jego życia. W 1975 roku - na pięćdziesięciolecie śmierci Matta Talbota - papież Paweł VI ogłosił dekret o heroiczności jego cnót. Sługa Boży Matt Talbot jest o krok od beatyfikacji. Tym brakującym krokiem jest dekret o cudzie dokonanym za jego przyczyną. Już teraz do jego grobu pielgrzymują tłumy, nie tylko Irlandczyków. W 2006 r. w Irlandii ogłoszono go patronem mężczyzn i kobiet walczących z nałogiem alkoholizmu.

Sługa Boży Matt Talbot jest wzorem zawierzenia swojego życia Bogu. Ten skromny irlandzki robotnik uczy nas, że tylko dzięki własnemu samozaparciu połączonemu z ufnością Bogu jesteśmy wstanie pokonać nasze słabości i wszelkie przeciwności losu. Uczmy się od niego tej pokory i pracujmy nad swoim charakterem a przyniesie to nam z pewnością w odpowiednim czasie swoje owoce.

Pisząc artykuł korzystałam z następujących stron :
1. http://www.pomorska.pl/artykuly-archiwalne/art/6934499,matt-talbot-patron-alkoholikow,id,t.html;
2. http://www.duszp.trzezwosci.plock.opoka.org.pl/mat.htm;

PS. Na naszym fanpage' u pisało o nowościach. Tak, będą. Napiszemy artykuły o Franciszkańskim Zakonie Świeckim, o naszym musicalu, który za kilka miesięcy ma mieć premierę, ponadto pojawią się recenzje filmów oraz książek o świętych. Prosimy o modlitwę, abyśmy miały zapał i czas do tworzenia tego bloga. Żegnamy się zawołaniem franciszkańskim - Pokó i dobro (a odpowiada się - zawsze i wszędzie).

środa, 23 sierpnia 2017

Sługa Boży Matt Talbot- orędownik u Boga w walce z alkoholizmem - część 1.

Tak wyglądał Matt Talbot.

Witam po nieco dłuższej przerwie!
Cieszę się ,że udało mi się w końcu znaleźć motywację do napisania kolejnego artykułu na bloga. Nie było to zadanie łatwe, ale jak widzicie grunt to przełamać się i przezwyciężyć własne słabości jak zrobił to bohater dzisiejszego wpisu. O kim mowa? Chodzi o postać Matta Talbota, prostego irlandzkiego robotnika, który pokonał nałóg alkoholowy dzięki pomocy Łaski Bożej. W sposób pełny zawierzył on swoje życie Bogu, którego uwielbiał codzienną Mszą Świętą, modlitwą i licznymi umartwieniami. Nie przez przypadek więc za jego wstawiennictwem prośby do Boga zanoszą osoby zmagające się z problemem alkoholowym oraz nierzadko ich najbliżsi. Warto wspomnieć, że mamy miesiąc sierpień, w którym Kościół Katolicki w Polsce w szczególny sposób zachęca do powstrzymania się od zażywania napojów alkoholowych. W związku z powyższym, Sługę Bożego Matta Talbota uczyniłam bohaterem dzisiejszego artykułu.
Irlandzki robotnik portowy Matt Talbot urodził w 1856 roku w Dublinie, w rodzinie Charlesa i Elizabeth Talbotów jako drugie z dwanaściorga dzieci. Ojciec wprawdzie miał stałą pracę, ale większość zarobionych pieniędzy przeznaczał na alkohol. Siedmiu synów poszło w jego ślady. Specyfika rodziny Talbotów niejednokrotnie dawała się we znaki ich sąsiadom, toteż w ciągu 20 lat przeprowadzała się ona 11 razy, wyrzucana z kolejnych mieszkań. W związku z nienajlepszą atmosferą domu rodzinnego mały Matt nie był szczególnie zainteresowany nauką. W szkole spędził nie więcej niż dwa lata.

Po ukończeniu 12- tego roku życia zaczął pracę gońca w dublińskim składzie win. Skłonność do próbowania tamtejszych wyrobów skutecznie wzmacniał pracodawca, wypłacając część poborów w postaci bonów, za które można było kupić tylko alkohol. Po roku takiej pracy Matt Talbot był całkowicie uzależniony. Nie pomagały łzy i błagania matki ani kary cielesne za pijaństwo sprawiane przez ojca, który zresztą sam nie dawał synowi dobrego przykładu.
W końcu Charles zabrał syna ze składu win i znalazł mu pracę w porcie, a potem na budowie. Matt przestał wprawdzie pić wino i piwo, ale zamienił je na whisky. Nadal też codziennie się upijał. Kiedy miał pieniądze, stawiał alkohol wszystkim i wtedy nie brakowało mu przyjaciół. Gdy nie miał się za co napić był w stanie sprzedać swój skromny dobytek, z własnymi butami włącznie.
Przełom w życiu przyszłego Sługi Bożego nastąpił pewnego sobotniego poranka 1884 roku. Wtedy to 28-letni Matt, bez grosza przy duszy, stał przed wejściem do pubu. Był pewien, że któryś z kompanów postawi mu alkohol. Ale koledzy mijali go ze zdawkowym "dzień dobry" i nawet nie mieli ochoty go częstować. Kiedy Talbot wreszcie poprosił jednego z nich o wsparcie, w odpowiedzi usłyszał: "Ty świnio!". Po raz pierwszy od bardzo dawna wrócił do domu milczący, przygnębiony i... trzeźwy. Zdumionej matce obiecał, że złoży ślub abstynencji. Ucieszyła się, ale mu nie dowierzała. Poradziła, by ślubował trzeźwość dopiero wtedy, gdy będzie w stanie dotrzymać przyrzeczenia. Po namyśle Matt poszedł do kościoła św. Krzyża i po raz pierwszy od lat się wyspowiadał, a potem na ręce miejscowego księdza złożył przyrzeczenie, że przez trzy miesiące nie weźmie alkoholu do ust.
O tych pierwszych miesiącach Matt Talbot mówił potem, że łatwiej wskrzesić umarłego, niż przestać pić, będąc alkoholikiem, toteż jego życie po nawróceniu nie było pozbawione pokus. Pewnego dnia bowiem przechodził obok gospody i nie zdołał się opanować. Wszedł do środka. Wyjął pieniądze i już miał zakupić alkohol. Zdziwił się, że nie zna nikogo z obecnych w barze. Ta chwila zastanowienia wystarczyła, by wyszedł z powrotem na ulicę. Wracał wprawdzie jeszcze dwa razy, ale wódki nie kupił. Na wszelki wypadek resztę dnia spędził w kościele. Tam na pewno nie było okazji, żeby się napić. Od tego dnia aż do śmierci, wychodząc na ulicę, nie zabierał ze sobą ani grosza, żeby nie mieć za co kupić alkoholu.
Kiedy uświadomił sobie, że sam nie da rady, zaczął szukać pomocy u Boga. Codziennie chodził do kościoła na mszę św. i bardzo dużo się modlił. Jego stałą modlitwą stał się różaniec. Do rękawa płaszcza przyszył sobie na widocznym miejscu dwie skrzyżowane szpilki, żeby mu przypominały o jego postanowieniu i o tym, że Pan Jezus cierpiał za niego i umarł na krzyżu. Po pierwszych trzech miesiącach bez picia przyrzekł abstynencję na kolejne trzy miesiące, potem na rok, a wreszcie zobowiązał się nie pić do końca życia. Dotrzymał słowa. Był abstynentem przez 41 lat.


czwartek, 25 maja 2017

Błogosławieństwo i poświęcenie pól.




Witam! W dniu dzisiejszym opiszę jeden z najpiękniejszych zwyczajów, praktykowany od wieków na terenach naszych parafii. Jest nim obrzęd błogosławieństwa i poświęcenia pól. Zwykle sprawuje się go w okresie najbujniejszego wzrostu roślin i zbóż. Tradycyjnie za ten czas przyjęło się miesiąc maj.

Dawniej obrzęd ten łączono ze wspomnieniem św. Izydora, patrona rolników (10 maja), ewentualnie sprawowano w dni modlitw o urodzaje (poniedziałek, wtorek i środę przed uroczystością Wniebowstąpienia Pańskiego). Dziś z powodów praktycznych najczęściej jest to niedzielne popołudnie.
Zmienił się także sposób sprawowania obrzędu. Przed laty kapłan w asyście mieszkańców całej wioski szedł na pola, pomiędzy łany zbóż. Obecnie owa klasyczna forma poświęcenia pól pozostała już tylko w nielicznych miejscowościach. Procesja zwykle ma wymiar bardziej symboliczny: choć pozostały umajone, przystrojone kwiatami cztery stacje, zwane ołtarzami. Poza tym procesja jest dużo krótsza niż kiedyś a wierni wędrują wygodnie po asfalcie.



Błogosławieństwo pól ma także charakter błagalny. Prosi się w nim Boga, by miał w opiece ziemię ojczystą i pracujących na roli, aby użyczył im obfitych zbiorów i nauczył szacunku dla chleba oraz jego podziału w duchu sprawiedliwości i miłości. Wyraża on również wiarę w Bożą Opatrzność, w szczególne partnerstwo, jakie istnieje pomiędzy Dawcą życia a człowiekiem. Przypomina o prymacie Boga w świecie, pierwszeństwie wartości ducha wobec materii, o zależności od Stwórcy.
Ważny jest też inny aspekt obrzędu, zwykle pomijany a wręcz nawet pogardzany. Według myśli chrześcijańskiej bowiem praca na roli to zaszczyt, służba, znak podjęcia ścisłej współpracy z Bogiem. Błogosławieństwo pól prawdę tą podkreśla i stygmatyzuje.


W odnowionych obrzędach błogosławieństw często zwraca się uwagę na ich jednoczący charakter. Wiara nie jest prywatną sprawą człowieka, staje się owocna wtedy, gdy znajduje swoje przełożenie na wymiar wspólnotowy. Bóg obdarza życiem, błogosławi nie po to, byśmy mieli efekt Bożej przychylności wykorzystywać dla swoich prywatnych celów, dominacji, piętrzenia zależności, lecz abyśmy nawzajem sobie służyli. By dokonywało się wzrastanie w wierze i świętości. Dobrze przygotowany i przeżyty obrzęd poświęcenia pól prawdę tę wydobywa. Bogactwo i biedę, tak jak wszędzie w naszej polskiej rzeczywistości, widać również na wsi. Przed Bogiem wszyscy są jednak równi a przez to zobowiązani do tego, by przemieniać wzajemne relacje, uczyć się otwartości na drugiego człowieka, wyzbywać się tak mocno zakorzenionych w naszej codzienności egoizmu i zawiści, które skutecznie niszczą wzajemne więzi stając się antyświadectwem. Dopiero wtedy, gdy tę kwestię zrozumiemy, Boże błogosławieństwo wyda swoje owoce.

Zdjęcia autorstwa - Weronika Śmiecińska www.fb.com/w.smiecinska

Przy opracowywaniu artykułu korzystałam z następujących źródeł:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/ echo201019_e.html;
http://www.milosierdzie-boze.pl/aktualno sci/142-obrzed-blogoslawienstwa-pol.htm

niedziela, 21 maja 2017

Czy warto uczęszczać na kręgi biblijne?



Witam!
W dzisiejszym wpisie chciałabym zachęcić Was, drodzy czytelnicy bloga do udziału w spotkaniach kręgów biblijnych. Jeden z nich zawiązał się niedawno przy parafii Św. Trójcy w Radzyniu Podlaskim. Spotkania odbywają się raz w miesiącu, w każdy pierwszy piątek miesiąca po mszy wieczorowej. 

Przynależność do kręgów nie jest w żaden sposób ograniczona wiekowo. W trakcie spotkań rozważane są fragmenty Pisma Świętego i analizowane pod katem sytuacji z życia codziennego. Wskazane jest wybranie i podkreślenie niezrozumiałych dla nas treści, które będą podlegać wyjaśnieniu na spotkaniu.
Spotkania kręgów biblijnych gwarantują dogłębniejsze poznanie prawd wiary, które przekazał nam Bóg.
W ich trakcie dowiadujemy się również jak postępować w życiu doczesnym, by móc zasłużyć na łaskę życia wiecznego. Objaśniają one również wiele zagadnień związanych z wiarą, Bogiem, Jezusem, grzechem i zbawieniem. Pozwalają nam także rozwiązać wiele naszych problemów dostosowując fragmenty Pisma Św. do sytuacji egzystencjalnej każdego z nas.
Dzięki nim uczymy się też właściwie interpretować słowa Biblii w odniesieniu do naszego kręgu kulturowego oraz  czasów, w których żyjemy.
Uczestnictwo w spotkaniach kręgu biblijnego jest wskazane głównie dlatego, że nie wszystkie ważne kwestie poruszane są podczas mszy św. czy lekcji religii. Zagadnienia te są bowiem istotne dla właściwego zrozumienia prawd Bożych.
Ponadto dzięki tym spotkaniom pogłębiamy naszą wiedzę o naturze chrześcijaństwa, jego historii, przeznaczeniu, wartości.
Na koniec wraz z Koleżanką pragnę jeszcze raz gorąco zachęcić Was do uczestnictwa w spotkaniach kręgów biblijnych. Dzięki nim dowiemy się czego oczekuje od nas Bóg i co chce nam przekazać w swoim Słowie, które z pewnością nie wraca bezowocnie.

niedziela, 7 maja 2017

Książka o wierze i nadziei. Recenzja powieści Anny Borkowskiej ,,Gar' Ingawi. Wyspa Szczęśliwa. Tom I."


Ostatnio miałam możliwość przeczytania książki ,,Gar' Ingawi. Wyspa Szczęśliwa. Tom I. Oczekiwanie."- pierwszej części sagi Anny Borkowskiej. Należy ona do powieści fantasy. Opowiada o losach wyspy szczęśliwej, o jej mieszkańcach oraz porusza tematy wiary i nadziei.  Akcja powieści toczy się w szczęśliwym, wyspiarskim świecie nawiązującym do narracji J. R.R. Tolkiena i Urszuli LE Guin. O dominację ścierają się w nim żądze i rasy stworzeń. Lud zamieszkujący tytułową wyspę wyczekuje na powrót tajemniczego Ora - Jasnego Brata. Wygnany niegdyś Ciemny Brat - dokonuje zbrojnego przewrotu. Rozpoczyna to walkę o sumienia i serca mieszkańców wyspy.
Głównym bohaterem powieści jest Tagun, który to zostaje wygnany z wyspy i sprzedany do niewoli.

Z początku książka wydawała się być nudna, ale od połowy stawała się coraz bardziej interesująca. Czytelnik od tego momentu powieści poznaje niezwykle ciekawy świat bardów i kapłanów oraz różne rasy występujące na całej planecie (są stworzenia z kilkoma rękami oraz te, które nie mają wyodrębnionych kończyn, a także rasy mające włosy w kolorach tęczy). Powyższe wątki są jednak drugorzędne w ,,Gar' Ingawi. Wyspa Szczęśliwa".

W powieści najważniejsze miejsce zajmuje nadzieja oraz wiara, najpierw mieszkańców Wyspy Szczęśliwej, a potem Taguna w powtórne przyjście Nieznanego, mitycznego Ora. Dzięki temu, że Tagun jako jeden z nielicznych mieszkańców wyspy zachowuje swoją wiarę, to przeżywa on różne przygody, poznaje inne lądy oraz różne ludy i nie traci chęci do życia (pomimo przebywania w niewoli). Jego nadzieja jest godna podziwu, gdyż dzięki niej nie stał się poddanym złego, kłamliwego człowieka. Tagun, pomimo swej zewnętrznej niewoli, był nadal istotą wolną. Widać tu wyraźne nawiązanie do wiary chrześcijańskiej. My, chrześcijanie, jeżeli tracimy nadzieję i wiarę w ponowne przyjście Jezusa, to stajemy się niewolnikami grzechu, a tym samym niewolnikami diabła. Nawiązanie do wiary chrześcijan także można znaleźć w opisie walki o życie głównego bohatera dwóch przeciwstawnych sił. My, wyznawcy Jezusa jesteśmy przekonani, że o naszą duszę bezustannie toczą bój dobro i zło, a więc aniołowie i diabły. Ponadto oczekiwanie mieszkańców wyspy na przyjście Jasnego Brata można utożsamiać z wiarą nas- chrześcijan w ponowne przyjście Chrystusa na świat. Z kolei poprzedzające je nadejście Ciemnego Brata symbolizować ma pojawienie się na ziemi Antychrysta. Ksiązka odnosi się więc do czasów ostatecznych, w których dobro będzie walczyć ze złem. 

W książce znajdziemy to, zo znajduje się zwykle w powieści fantasy: święte miasta wybijające się ponad gwiezdny firmament, krainy zamieszkane przez wielorękie stworzenia, uroczyska budzące grozę, upadające imperia i powstające na ich ruinach nowe. Pojawiają się epiccy herosi sagi- główny bohater Tagun, tajemniczy bard Łazęga, Patriarcha Dejno Imanu, Księżniczka Mian czy Książę Ungana Nile. 

Warto dodać, że ,,Gar' Ingawi. Wyspa Szczęśliwa" powstawała w czasach stanu wojennego w Polsce, co znajduje wyraz w fabule powieści. Postać Taguna, który nie zamierza ulec złu symbolizuje Polaków przeciwstawiających się, niekiedy za cenę własnej wolności panującemu wówczas w kraju systemowi komunistycznemu oraz wprowadzonemu w tym czasie stanowi wojennemu. Podobnie jak bohater książki mają oni nadzieję, na nastanie lepszych czasów dla ojczyzny oraz żyjących w niej ludzi. Wierzą oni, że stanie się ona wolna i niepodległa oraz że zapanuje w niej pokój i sprawiedliwość.

Szkoduję tylko, że po przeczytaniu lektury dalej tak mało wiem, kim jest Or, w którego wierzył Tagun i mieszkańcy wyspy i co się ma stać po jego powrocie na tę wyspę. Uważam, że tom zawiera zbyt mało odpowiedzi na pytania rodzące się na początku książki. Ponadto, mówiąc o minusach powyższego utworu siostry Anny Borkowskiej, muszę wspomnieć, że kiedy brałam go do rąk, to byłam nastawiona na ciekawe i obszerne opisy świata zewnętrznego, a niestety nie znalazłam ich podczas czytania I tomu ,,Gar' Ingawi. Wyspa Szczęśliwa". Pomimo powyższych minusów, tę książkę warto przeczytać, zwłaszcza jeżeli jest się fanem fantastyki. Ta powieść różni się od wielu innych utworów tego samego gatunku, gdyż nie znajdziemy w niej żadnej magii, a pomimo tego, świat w niej wykreowany wydaje się być magiczny.

wtorek, 11 kwietnia 2017

Święci, którzy nie zostali wyniesieni na ołtarze.



W niebie są milony świętych, którzy nie zostali uznani oficjalnie świętymi przez Kościół, a o ich świętości mogą zaświadczyć najbliżsi: rodzina, znajomi i przyjaciele. Taką osobą był J.

Jak przypominam sobie J., to czuję zapach świeżego jabłka, zaparzonej kawy Inki, słyszę głos potężny, typowo męski, który opowiada bardzo ciekawe historie, przepięknie śpiewa, dziś zapomniane, pieśni patriotyczne, recytuje z pamięc,i nie tylko czyjeś wiersze, ale i swoje. Czasem J. smutnieje i mówi - ,,Obyście, drogie dzieci, nigdy nie dożyły tego, co ja przyżyłem". 

Kim był J.? Co takiego strasznego przeżył? Dlaczego zasłużył na życie w wiecznym szczęściu po śmierci?

J. był rolnikiem z liczną rodziną. Kiedy jednak miał kilkanaście lat wybuchła II wojna światowa. Zaciągnął się do Armii Krajowej i walczył z okupantem. Pomagał polskim rodzinom przedostać się na białoruską stronę Bugu. Ponadto, w czasie wojny zdecydował się zamiast swojego brata (który miał żonę i dzieci) pojechać do obozu pracy w Niemczech. 

Po wojnie zajął się pracą na roli, aby z czegoś wyżyć. Nie mógł kontynuować przerwanej nauki w wieku szesnastu lat, choć nauka z łatwością mu przychodziła i był najlepszym uczniem w swojej klasie. 

Po kilkunastu latach od wojny wziął ślub. Co kilka lat, czasami co roku, rodzina się powiększała. J. ciężko pracował, by wyżywić swoją sporo młodszą małżonkę i liczne dzieci. Pomimo tego rodzina cierpiała biedę. Dzisiaj jednak żadne z żyjących dorosłych dzieci nie zalicza się do biednych osób. Dlaczego?

Ojciec tej rodziny nauczył swoje pociechy bycia pracowitymi i mającymi szacunek do pracy. Nauczył ich także szacunku do osób starszych. Przekazywał swoim dzieciom, a potem wnukom swoje wartości, którymi były (tak dziś nie modne) Bóg (a więc i miłość do każdego bliźniego), honor i ojczyzna (której dał z siebie tak wiele). 

Ponadto, poprzez czytanie gazet i książek oraz wysyłanie dzieci do zawodowych i licealnych szkół, dbał o duchowy rozwój swych pociech. Zdawał sobie sprawę, że niewiedza doprowadza człowieka do wyznawania błędnych ideologii - takich jakim jest komunizm, ateizm i czysty liberalizm. Chciał, aby jego dzieci nie dały się zniewolić, omamić tym ideologiom oraz aby pamiętały o polskich korzeniach, polskiej historii, w tym tradycji.

Historii pobobnych do tej, w Polsce, jest na pewno bardzo dużo. Niektóre doczekały się opisu w książkach, ale większość pozostanie zapomniana lub już została.

A Wy znaliście lub znacie osoby święte? 

środa, 29 marca 2017

Św. Jadwiga Andegaweńska- wzór dla rządzących


https://pl.wikipedia.org/wiki/Jadwiga_Andegawe%C5%84ska#/media/File:Jadwiga_by_Bacciarelli.jpg

Witam! W dniu dzisiejszym pragnę przedstawić Św. Jadwigę Andegaweńską. Postać ta odróżnia się od tych wcześniej ukazanych na blogu zapewne swoim pochodzeniem a poniekąd także możliwością wpływania na losy świata. Fakt ten, nie przeszkodził jej jednak w realizacji powołania do świętości, które dotyczy każdego człowieka. Świętość życia tej młodej monarchini miała dwa wymiary: kontemplacyjny oparty na modlitwie i umartwieniach a także praktyczny objawiający się służbą narodowi i drugiemu człowiekowi.
Jadwiga była trzecią i najmłodszą córką króla Węgier i Polski, Ludwika Andegaweńskiego i Elżbiety, księżniczki bośniackiej. Urodziła się prawdopodobnie 18 lutego 1374 roku. Rodzice planowali dla Jadwigi małżeństwo z Wilhelmem Habsburgiem. Dzieci połączono warunkowym ślubem, by go dopełnić w ich wieku dojrzałym. W chwili jego zawarcia Jadwiga miała zaledwie 4 lata. W nadziei na przyszły ślub, dziewczynkę wysłano do Wiednia. Wkrótce potem zmarła najstarsza córka Ludwika Węgierskiego, Katarzyna. W tej sytuacji po śmierci króla Węgrzy ogłosili królową siostrę Jadwigi, Marię. Natomiast Polacy zaprosili na swój tron Jadwigę. Została ona koronowana dnia 16 października 1384 r. a więc w weku 10 lat.
W związku z zaistniałą sytuacją polityczną, a także wobec dalekosiężnych planów polskich rozważano możliwość unii Polski z Litwą. Stałaby się ona faktem dzięki małżeństwu Jadwigi z Jagiełłą, wielkim księciem Litwy. Miało to się spotkać początkowo ze sprzeciwem młodej monarchini. Z tym zdarzeniem łączy się również pewna historia. Jan Długosz pisał, choć to prawdopodobnie legenda, że zrozpaczona młodziutka królowa próbowała nawet wyrąbać toporem bramę wawelską, by uciec na Śląsk do Wilhelma, z którym była wcześniej zaręczona. Wiadomo też, że o radę i mądrość Jadwiga zwróciła się do Tego, który wszystko wie — na kolanach ukorzyła się przed Chrystusem z Czarnego Krucyfiksu. Krzyż ten Jadwiga przywiozła ze sobą z Węgier. Przed nim miała też klękać prosząc Chrystusa o radę przy podjęciu najważniejszych decyzji zarówno w sferze politycznej jak i osobistej. Pewnego razu Zbawiciel miał do niej przemówić z krzyża i nakłonić do poślubienia Jagiełły. Scenariusz filmu „Jadwiga Andegaweńska”, autorstwa Krzysztofa Zanussiego tak opisuje niezwykłą scenę:„[…]w mroku majaczyła uniesiona w ekstazie twarz Jadwigi. Patrzyła w górę, na krucyfiks. Jej twarz rozświetlała się, jakby nagle padły na nią promienie słońca, zabłysło nadzwyczajne światło i królowa usłyszała od Chrystusa: ,,Jadwigo, ratuj Litwę”, słowa wyznaczające cel jej królowania. Litwa była bowiem ostatnim pogańskim krajem Europy. […] Jednocześnie strażnik na wieży zamku, widząc światło w oknach katedry, zaczął bić w dzwon na trwogę. […] Brat zakonny sprzątał popiół i śmiecie przed jutrznią. Wymieniał świece. Ze zdumieniem zobaczył, że te blisko krzyża stopiły się w nocy od jakiegoś żaru i tak przywarły do lichtarzy, że trzeba je ostrzem podważać”. Według innej wersji Chrystus miał do niej rzec: ,,Czyń co widzisz!”, czyli odwołać się do wolnej woli człowieka i cnoty mądrości. Jadwiga posłuchała. Dzięki temu Polska zawarła unię personalną z Litwą, a Jagiełło przyjął wraz ze swoim państwem chrzest przybierając imię Władysław. Powyższe działania zostały przypieczętowane ślubem Jadwigi z Jagiełłą trzy dni później. Ceremonia zaślubin, odbyła się w katedrze na Wawelu. Tam również miała miejsce koronacja Jagiełły na króla polskiego. Jagiełło miał wówczas 35 lat a Jadwiga 12.
Według kronik Jana Długosza Jadwiga, gdy była małoletnia, pozwoliła, by rządzili za nią wytrawni i całą duszą oddani polskiej racji stanu doradcy. Kiedy wraz z Jagiełłą władała narodem polskim, miała na celu jedynie jego dobro. Prowadziła ożywione pertraktacje z Krzyżakami w sprawie zaprzestania ich zbrojnych wypraw na Litwę a także przywłaszczania sobie przez nich dóbr jej poddanych. Doprowadziła także do zgody między Władysławem Jagiełłą a jego rywalem, Witoldem. Odtąd też wszelkie konflikty dynastyczno- polityczne książęta litewscy zobowiązali się załatwiać z udziałem Jadwigi. Ponadto nawiązała ścisły kontakt z papieżem Urbanem VI i Bonifacym IX, skutecznie likwidując wszelkie intrygi wobec państwa  polskiego, uknute przez jego wrogów.
Serca poddanych pozyskała sobie jednak przede wszystkim niezwykłą dobrocią, na co wskazuję liczne legendy. Zgodnie z jedną z nich, kiedy żołnierze królewscy spustoszyli wieśniakom pola, urządzając sobie na nich lekkomyślnie polowanie, zażądała od męża ukarania winnych i wynagrodzenia wyrządzonych szkód. Kiedy Jagiełło zapytał, czy jest już zadowolona, otrzymał odpowiedź: ,, A któż im łzy powróci”.
Przy budowie kościoła Najświętszej Maryi Panny "na Piasku" w Krakowie, istniejącego do dziś, miała zwyczaj sama nadzorować prace. Legenda mówi, że pewnego dnia jej czujne oko dojrzało kamieniarza, który był smutny. Kiedy zapytała, co mu jest, dowiedziała się, że ten ma w domu ciężko chorą żonę i boi się, że ta umrze i zostawi go samego z małymi dziećmi. Królowa, nie namyślając się, wyrwała ze swego bucika złotą klamerkę, obsadzoną drogimi kamieniami, i oddała ją robotnikowi, by opłacił lekarza. Nie zauważyła wówczas, że bosą stopę położyła na kamieniu oblanym wapnem. Odbity ślad wdzięczny kamieniarz obkuł dokoła i wraz z kamieniem wmurował w zewnętrzną ścianę świątyni. Co ciekawe, ów znajdujący się w kamieniu ślad można oglądać do dnia dzisiejszego.
Do najważniejszych trosk Jadwigi należało odnowienie Akademii Krakowskiej. Założył ją Kazimierz Wielki, jednak za rządów Ludwika Węgierskiego uczelnia podupadła. W związku z tym Jadwiga oddała wszystkie swoje klejnoty na jej odnowienie. Wystarała się także u Stolicy Apostolskiej o zezwolenie na jej dalsze prowadzenie i rozbudowę. Akademię otwarto po śmierci królowej w 1400 roku.
Według zapisów kronikarzy Jadwiga praktykowała surowe umartwienia. Jej kierownikiem duchowym był krakowski dominikanin Henryk Bitterfeld, autor traktatu o Komunii świętej i traktatu ascetyczno-mistycznego napisanego specjalnie dla Jadwigi. Poza tym na żądanie władczyni na drzwiach jej komnaty umieszczono symbol dwóch przeplatających się liter MM obrazujących ewangeliczne Marię i Martę, co było wyrazem łączenia w jej życiu kontemplacji z praktyczną działalnością. Chcąc, by chwała Boża nieustannie rozbrzmiewała w katedrze wawelskiej założyła i zapewniła utrzymanie Kolegium Psałterzystów, którzy dzień i noc śpiewali psalmy przed Najświętszym Sakramentem. Ufundowała również i częściowo własnoręcznie wyhaftowała racjonał – drogocenną szatę liturgiczną dla biskupów krakowskich, zachowaną po dziś dzień, używaną podczas największych uroczystości. Jadwiga zajmowała się także działalnością charytatywną – fundowała i uposażała szpitale oraz otaczała je opieką.
Jagiełło bardzo pragnął mieć potomka, który zapewniłby ciągłość jego rodu na tronie polskim. Kiedy więc Jadwiga została matką, na dworze królewskim zapanowała wielka radość. Niestety, trwała krótko, bo zakończyła się podwójną tragedią: śmiercią dziecka i matki. Jadwiga urodziła córkę, której na chrzcie nadano imiona: Elżbieta Bonifacja. Jednak po trzech tygodniach dziewczynka zmarła, a niebawem zmarła też jej matka. Nastąpiło to dnia 17 lipca 1399 roku. Królowa miała wówczas 25 lat. Opłakiwaną przez wszystkich monarchinię pochowano w podziemiach katedry na Wawelu.
Po śmierci Jadwigę otoczono kultem. 31 maja 1979 została beatyfikowana a 8 czerwca 1997 kanonizowana. W obu przypadkach dokonał tego papież Jan Paweł II. Święta Jadwiga Andegaweńska jest patronką Polaków i apostołką Litwy. W ikonografii jest przedstawiana w stroju królewskim a jej atrybutem są buciki.
Święta Jadwiga jest postacią niezwykłą i godną naśladowania. Jej świętość wyrażała się w głębokim życiu duchowym połączonym z uczynkami miłosierdzia. Ponadto postawa Jadwigi uosabia miłość do ojczyzny, czego wyrazem jest poświęcenie jej prywatnego szczęścia, dla dobra kraju. Ślub z Jagiełą i Unia z Litwą zaowocowały bowiem wzrostem potęgi i bezpieczeństwa Polski w Europie. Ponadto przyczyniły się one również do chrystianizacji Litwy, która wcześniej była krajem pogańskim.
Czyny świętej wynikały niewątpliwie z jej głębokiego zawierzenia Bogu, który był dla niej zawsze na pierwszym miejscu, nawet w czasie sprawowania rządów. Niezależnie od tego czy legenda o słowach Chrystusa wypowiedzianych do Jadwigi w Katedrze jest prawdą, z pewnością wiedziała ona, że przekazana jej władza pochodzi od Boga. Przez to nie uczyniła siebie jedynym jej suwerenem, troszcząc się o losy swojego narodu i poddanych oraz krzewiąc w nich żywą wiarę. W moim przekonaniu należy ją uznać za wzór postępowania dla sprawujących władzę, nierzadko łamiących prawo Boże oraz lekceważących potrzeby obywateli, którzy powierzyli im rządy.

Przy opracowywaniu artykułu korzystałam z następujących źródeł:

środa, 22 marca 2017

Święta Joanna Beretta Molla – w ochronie życia poczętego


http://www.boromeusz.franciszkanie.pl/pl/modlitwy-3/modlitwy-do-sw-joanny-beretty-molli.html


Witam! W dniu dzisiejszym pragnę przedstawić postać pewnej Włoszki, która aby uratować inne życie poświęciła swoje własne. O kim mowa ? Chodzi o Świętą Joanną Berettę Molla. Przyjrzyjmy się bliżej życiu tej wspaniałej kobiety, żony i matki. 

Joanna Beretta Molla urodziła się dnia 4 października 1922 roku w Magencie niedaleko Mediolanu. Była przedostatnim z trzynaściorga dzieci Alberta i Marii. Atmosfera domu rodzinnego, w którym wzrastała przepełniona była wiarą i miłością. Dzieci razem z matką codziennie modliły się i uczęszczały na Mszę św.
Joanna swoje życie związała z medycyną. Niestety również w tym samym czasie, jedno po drugim, w odstępie zaledwie czterech miesięcy zmarli jej rodzice. Jednak żywa wiara i zaufanie Bogu nie pozwoliły na pogrążenie się w rozpaczy Jej i rodzeństwu. 

W czasie studiów, Joanna podjęła intensywną pracę w szeregach Akcji Katolickiej i Stowarzyszeniu św. Wincentego a Paulo. Głosiła katechezy dla dziewcząt. Na podstawie zachowanych do dziś jej notatek można zauważyć, że przyszłą świętą cechowały ogromna dojrzałość wiary i odpowiedzialność za każde słowo. Jej siostra i dwóch braci wybrało drogę zakonnego powołania. Joanna też miała taki zamiar, ale nie pozwolił na to jej stan zdrowia. Poza tym pragnęła zostać misjonarką. 
Po uzyskaniu dyplomu z medycyny i chirurgii na Uniwersytecie w Pawii, otworzyła klinikę medyczną w Mesero (koło Magenty). Rok później zrobiła specjalizację z pediatrii na uniwersytecie w Mediolanie, gdzie również prowadziła swoją praktykę lekarską.

Swojego  przyszłego męża- inżyniera Piotra Mollę spotkała przypadkowo. Kolejne ich spotkanie miało miejsce trzy lata później. Od tego czasu byli już nierozłączni. Snuli plany założenia rodziny  oddanej Bogu i otwartej na Jego łaski. Na dziesięć dni przed ślubem Joanna pisała do Piotra: "Chciałabym, aby nasza nowa rodzina mogła się stać jakby wieczernikiem zjednoczonym wokół Jezusa.”

Jako małżeństwo Joanna i Piotr byli ludźmi pracowitymi, ale pogodnymi i szczęśliwymi. Cechowała ich rzetelność i uczciwość. Starali się spędzać razem jak najwięcej czasu. Chodzili po górach, jeździli na nartach, lubili koncerty i przedstawienia teatralne. Joanna interesowała się modą, przeglądała nowe żurnale. Była elegancką i zadbaną kobietą. 

Państwo Molla doczekali się czwórki dzieci: syna Pierluigiego oraz córek Marii Zity, Laury i Joanny Emanueli. Podczas czwartej ciąży, okazało się, że w macicy Joanny rozwinął się włókniak, który zagrażał rozwijającemu się płodowi i życiu matki. Mimo wskazań medycznych do przerwania ciąży, Joanna zdecydowała się donosić ją do końca. Jako lekarz zdawała sobie sprawę z grożącego jej niebezpieczeństwa. Od początku stanowczo domagała się ratowania życia dziecka za wszelką cenę. Operacja usunięcia włókniaka udała się, dziecko mogło rozwijać się bez przeszkód. Niestety stan zdrowia matki pogorszył się. 

20 kwietnia 1962 r., w Wielki Piątek, Joanna przyjechała do szpitala. Nazajutrz rano urodziła zdrową, piękną córeczkę, ale sama znalazła się w agonii. Tydzień później - zmarła, pozostawiając męża i czworo małych dzieci. Oddała swoje życie za dziecko, by mogło się bezpiecznie urodzić. Miała niespełna 40 lat,  z czego tylko siedem była mężatką. 

Rodzina, przyjaciele i pacjenci, którym służyła, zapamiętali ją jako dobrą i delikatną kobietę. Mąż po jej śmierci powiedział: "Aby zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać o jej głębokim przeświadczeniu - jako matki i jako lekarza - że dziecko, które w sobie nosiła, było istotą, która miała takie same prawa, jak pozostałe dzieci, chociaż od jego poczęcia upłynęły zaledwie dwa miesiące".

Św. Jan Paweł II beatyfikował Joannę podczas Światowego Roku Rodziny w 1994 r., a kanonizował ją dziesięć lat później. Wspomnienie liturgiczne świętej w Kościele katolickim obchodzone jest 28 kwietnia. Relikwie św. Joanny Molla znajdują się w wielu kościołach na całym świecie, również w Polsce.

Święta Joanna Molla  jest wzorem do naśladowania dla  wszystkich kobiet i matek na świecie. Jej postać uosabia heroiczna odwagę i bezinteresowną miłość, które doprowadziły ją do ofiary z życia, poniesionej w celu ratowania jej nienarodzonego dziecka. Postawa Świętej dowodzi, że miłość, która jest w stanie oddać życie nie zginie. I nie zginęła przekazując światu ważne przesłanie o świętości każdego nowo poczętego życia. Przykład życia Joanny Molla, zwłaszcza w obecnych czasach pełnych dyskusji na temat dopuszczalności przerywania ciąży, powinien być drogowskazem dla każdego wierzącego, wskazującym na obowiązek ochrony życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci.

Przy opracowywaniu artykułu korzystałam z następujących źródeł:
1. http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/04-28c.php3;a
2. https://pl.wikipedia.org/wiki/Joanna_Beretta_Molla;

piątek, 10 marca 2017

Bł. Piotr Jerzy Frassati- w służbie Bogu i bliźniemu

Zdjęcie z www.wikipedia.org

Witam ponownie! W dniu dzisiejszym przedstawiam postać bł. Piotra Jerzego Frasattiego – włoskiego młodzieńca, który swoim, wprawdzie krótkim życiem niósł Chrystusa braciom. Jego osoba powinna szczególnie przemawiać do ludzi młodych, stanowiąc dla nich wzór pokory i bezinteresownej służby Bogu i bliźniemu. Takie bowiem cechy posiadał bohater dzisiejszego artykułu. 

Piotr Jerzy Frassati, właśc. Pier Giorgio Frassati urodził się dnia 6 kwietnia 1901 roku w Turynie w rodzinie Alfreda Frassati – senatora, ambasadora Królestwa Włoch w Berlinie i Adelaidy – malarki. Miał młodszą siostrę Lucianę. Pomimo uprzywilejowanej pozycji społecznej i materialnej, w domu rodzinnym przyszłego błogosławionego brakowało ciepła. Małżeństwo rodziców istniało tylko ze względu na dobro dzieci i opinię środowiska. Ojciec chciał widzieć w synu swego następcę na stanowisku redaktora i senatora. Matka, ekscentryczka i despotka, wychowywała Pier Giorgia i Lucianę metodami spartańskimi, które właściwie niszczyły ich dzieciństwo. Alfred Frassati był agnostykiem, a jego żona unikała wszelkich objawów żywszej religijności, nazywając je dewocją i bigoterią.

Piotr pomimo surowego wychowania, pozostawał dzieckiem uczuciowym i wrażliwym. Zauważał każdą krzywdę i potrzebę ludzką. Religijność chłopca od początku odznaczała się postawą służby i ofiary na rzecz drugiego człowieka. Nie dał się izolować od spraw i problemów społecznych. Zdarzało się, że wracał ze szkoły czy spaceru bez grosza kieszonkowego przy duszy, a nawet bez części ubrania, bo napotkał biedaka. Chłopiec był w tej chęci pomagania energiczny, pomysłowy i uparty. 

Uczył się pilnie, ale nauka nie szła mu łatwo. Wykazywał zainteresowania zupełnie inne niż jego ojciec. Myślał o zawodzie, który by go wiązał z ludźmi ciężkiej pracy, a wybierając liceum kierował się tym, by móc codziennie przystępować do Komunii Świętej. Ojciec obserwując zachowanie syna, zaczął się o nim wyrażać pogardliwie, nazywając go - ,,czystym wariatem.” Raz, zastawszy go wieczorem odmawiającego różaniec na klęczkach, następnego dnia rzekł do proboszcza z wyrzutem: "Coście zrobili z mojego syna!". Niemniej, ani na chwilę Pier Giorgio nie przestał okazywać rodzicom miłości, cierpliwości i oddania. 

Włochy w latach wzrastania młodego Turyńczyka, nie były krajem spokojnym. W państwie bowiem szerzyły się komunizm i faszyzm. Nasilały też swą działalność różne odłamy wolnomyślicielstwa i antyklerykalizmu. Pomimo to Frassati był świadomy sytuacji swej ojczyzny i gotowy ponieść wszelkie ofiary dla jej dobra.

Pier Giorgio, już jako student inżynierii górniczej, całą duszą zaangażował się w działalność społeczną i polityczną. Chciał ewangelizować młodzież i robotników, stąd wybór kierunku studiów. Uważał, że jest to wezwanie chwili i trzeba na nie odpowiedzieć nawet ewentualnym kosztem nauki. W czasie studiów działał w Akcji Katolickiej a następnie zapisał się do Włoskiej Partii Ludowej, z której później wystąpił zawiedziony poczynaniami faszystów. Należał również do III Zakonu św. Dominika (zakon świecki), gdzie posługiwał się imieniem Girolamo (Hieronim). Wraz z przyjaciółmi założył również nieformalne „Stowarzyszenie Ciemnych Typów” (Società dei Tipi Loschi), którego celem był apostolat wiary i modlitwy między innymi przez wspólne górskie wycieczki. Swoim wdziękiem, urodą, wesołością, dużym talentem oratorskim i energią pociągał młodych za sobą. Jak wspomniała jego siostra: "Można było nie doceniać miłości Giorgia względem bliźnich, jego pobożności i inteligencji, można było nie znać jego zdolności oratorskich, ale jego czystość biła wprost w oczy najbardziej nawet nieuważnego obserwatora. Była to jego cecha najbardziej widzialna. (...) ".

Piotr Jerzy posiadał  dwie życiowe pasje: służbę ubogim i alpinizm. Będąc członkiem Konferencji św. Wincentego a Paulo, organizował wszechstronną pomoc biednym, bezrobotnym i chorym, ale najbardziej lubił osobiście ich odwiedzać, z nimi rozmawiać, przy nich posiedzieć. 

Od dzieciństwa błogosławiony uwielbiał Alpy, korzystał w każdej wolniejszej chwili, aby wyskoczyć na narty albo wspinaczkę. Podczas wycieczek kipiał wesołością i pomysłami, ale dbał o to, by zawsze zdążyć na codzienną mszę św., co czasem wymagało bardzo wczesnego wstania albo dodatkowych kilometrów marszu. Towarzysze alpejskich wypadów nieraz utyskiwali na ten jego zwyczaj, ale w tej sprawie Pier Giorgio był niezłomny. Bóg był dla niego zawsze na pierwszym miejscu.

W życiu młodego Włocha nie brakowało też innych doświadczeń, zesłanych mu przez Boga. Jego siostra Lucianawyszła za mąż i opuściła ojczyznę, jedyna szczerze mu oddana dusza w domu rodzinnym. Poza tym chłopak musiał stłumić w sobie rodzące się uczucie do koleżanki Laury, gdyż wyczuł, że rodzice nigdy by jej nie zaakceptowali jako synowej. W końcu ojciec postanowił powierzyć synowi administrację finansową dziennika "La Stampa" - było to równoznaczne z rezygnacją z jego własnych planów zawodowych i nadziei na samodzielność. Piotr przyjmował jednak te dotkliwe próby życiowe jako znaki woli Bożej. Nie buntował się, coraz częściej myślał o wieczności, do której trzeba dojść przekreślając siebie.

Gdy śmiertelnie zachorowała babka Giorgia, cała rodzina zaabsorbowana jej stanem nie zauważyła, że on też nie domaga. Bóle, gorączka, słabość, przykuły go w końcu do łóżka. Gdy wrócono z pogrzebu babki, stan chorego był już bardzo ciężki, postępował paraliż. Lekarze stwierdzili chorobę Heinego-Medina, na którą wtedy nie znano lekarstwa.

Pier Giorgio umierał otoczony rodziną: matka modliła się gorąco, może po raz pierwszy w życiu, ojciec płakał, wołając "Mój śliczny Giorgio", siostra trzymała go za rękę, i jej przesłał umierający swój ostatni uścisk. Zmarł 4 lipca 1925 roku w Turynie.

Odprowadziły go do grobu niezliczone tłumy przyjaciół, kolegów, ubogich, duchowieństwa, członków organizacji i partii politycznych. Ojciec zmarłego, widząc tłumy żegnające  jego syna jak świętego, oniemiał. Ponadto, jego zajadły przeciwnik polityczny, redaktor konkurencyjnej gazety, nad grobem syna wyciągnął rękę do zgody. 

Jan Paweł II beatyfikował Frassatiego w 1990 roku. Wspomnienie liturgiczne błogosławionego obchodzone jest 4 lipca. Został on patronem młodzieży, studentów, ludzi gór i Akcji Katolickiej. 

Piotr Jerzy Frassati jest wzorem młodego człowieka szczerze oddanego Bogu i drugiemu człowiekowi. Uosabia również pokorę oraz pełne zaufanie woli Bożej. Jego postać wskazuje nam drogę do świętości ucząc, że nawet w najtrudniejszych chwilach życia powinniśmy pokładać nadzieję w Bogu.

Przy opracowaniu artykułu korzystałam z następujących źródeł:
1. http://adonai.pl/ludzie/?id=102
2. https://pl.wikipedia.org/wiki/Piotr_Jerzy_Frassati;a

piątek, 3 marca 2017

Z cyklu Sanktuaria Maryjne w Polsce- Sanktuarium Matki Bożej Budzieszyńskiej.


Witam! W dniu dzisiejszym przedstawiam jedno z bardzo ciekawych miejsc dotyczących kultu maryjnego na Podlasiu. Nie jest może ono tak popularne jak choćby Kodeń. Pomimo to, gromadzi rzesze pielgrzymów szukających uzdrowienia ciała i ducha oraz tych którzy dostąpili już tych łask i pragną podziękować za nie Matce Bożej. W tym artykule skupię się na dziejach Sanktuarium Matki Boskiej Budzieszyńskiej znajdującym się w miejscowości Mokobody pod Siedlcami.

Kult Maryjny

Kult Matki Bożej Budzieszyńskiej rozpoczął się już w XII wieku. Istnieje legenda, która mówi o uratowaniu polskich wojów przed zdradzieckim napadem Jaćwingów. Śpiących mężczyzn miał obudzić jasny blask bijący od cudownego obrazu. Ten sam obraz w dniu dzisiejszym wzbogaca wystrój mokobodzkiego sanktuarium. Warto dodać, że od wspomnianego wydarzenia swoją etymologię wywodzi nazwa miejscowości Budzieszyn, która nosiła pierwotnie nazwę „Zbuszisyn” (zbudzić synów), a następnie „Budzisin”a obecnie Budzieszyn. 

Istnieje też i druga legenda, która wiąże obraz Matki Bożej z czasami wojen szwedzkich, kiedy to znużony oddział wojska polskiego odpoczywał w lesie. Fakt ten wyśledzili Szwedzi i w nocy przygotowali niespodziewany napad. Zaskoczeniu zapobiegł znajdujący się w obozie obraz Matki Bożej, który zajaśniał wielkim światłem, dzięki któremu polskie wojsko w porę się zbudziło, odpierając atak wroga.
Trzecia legenda, podobnie jak poprzednia odnosi się do wojen Polski ze Szwecją. Opowiada o tym, jak  ojciec z synem w poszukiwaniu zaginionych wołów zabłądzili w lesie i tam zastał ich mrok. Gdy zasnęli zbudził ich wielki blask i dało się słyszeć ryk wołów. Poszli w stronę światła i zobaczyli obraz otoczony jasnymi promieniami, a przy nim parę klęczących wołów. Poinformowali o tym niezwykłym wydarzeniu mieszkańców, którzy w uroczystej procesji przenieśli obraz do kościoła w Mokobodach. Po jakimś czasie obraz zniknął i pojawił się na starym miejscu. Zdarzenie to miało miejsce kilka razy, aż w końcu zrozumiano, że wolą Matki Bożej jest pozostać na starym miejscu, gdzie pobudowano kościółek, a miejscowość nazwano Budziszynem. 

Obraz Matki Bożej Budzieszyńskiej

Wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus został namalowany na cedrowej desce. Prawdopodobnie  powstał on w XII wieku, natomiast jego autor jest nieznany. Maryja twarzą jest skierowana w stronę obserwującego obraz, prawą rękę ma położoną na sercu, zaś w lewej trzyma malutkiego Jezuska. Dzieciątko prawą dłoń ma uniesioną w geście błogosławieństwa. Wizerunek Bogurodzicy z Dzieciątkiem zdobią pozłacane korony. Matka Boża ubrana jest w ciemnoniebieski płaszcz z wąskimi, pozłacanymi lamówkami.

Miejsce pielgrzymek

Do Mokobód każdego roku przybywają rzesze pielgrzymów. Oprócz Sanktuarium, wierni wybierają się do źródełka, które wytrysnęło po legendarnym cudzie ocalenia polskich wojsk.   Pątnicy mają nadzieję, że woda o cudownej mocy, przyniesie ukojenie ich schorowanym ciałom.  Ma być ona szczególnie pomocna w przypadku chorób oczu. 

Ciekawym obiektem do zwiedzenia jest także kamień z dwoma wkłuciami w kształcie stóp zwanymi potocznie ,,bożymi stópkami”. Podanie głosi, że podczas jednej z wypraw rycerstwa polskiego przeciw Jadźwingom w XII-XIII wieku kamień służył jako tymczasowy ołtarz polowy.  To właśnie podczas wspomnianego w legendzie nocnego napadu wroga, Matka Boska objawiła się na kamieniu budząc śpiących rycerzy i zostawiając w nim odciski swoich stóp. Nazwa uroczyska ze świętym kamieniem oraz źródełkiem „Budziszyn (Budzieszyn)” ma pochodzić od tego zdarzenia. Kamień podobnie jak woda z pobliskiego źródełka ma posiadać właściwości lecznicze. 

Wprawdzie pomysł umieszczenia na blogu artykułu o sanktuarium w Mokobodach narodził się w mojej głowie przypadkowo, to jednak zainspirowała mnie jego historia i dzieje. Uważam, że takie miejsca, jak wspomniane w artykule Sanktuarium trzeba promować, chroniąc je od zapomnienia. Skłaniają ono bowiem, nie tylko do przeżyć duchowych, ale także zachwycają ciekawymi obiektami architektonicznymi oraz  niepowtarzalnym krajobrazem i folklorem.

Prz opracowaniu artykułu korzystałam z następujących źródeł:
1.http://www.sanktuariapolskie.info/diecezje/25/siedlecka/sanktuaria/61/sanktuarium-matki-bozej-budzieszynskiej,
2. http://www.parafiamokobody.pl/budzieszyn,
3. http://www.turystykawschodniegomazowsza.pl/index.php/okolice/mokobody-budzieszyn,
4. http://bozestopki.pl/?p=140

Św. Siostra Faustyna Kowalska – Orędowniczka Miłosierdzia Bożego

 Witam ! W związku z minioną niedzielą, która była Niedzielą Miłosierdzia Bożego kilka słów o patronce tego dnia i wielkiej Orędownic...