środa, 23 sierpnia 2017

Sługa Boży Matt Talbot- orędownik u Boga w walce z alkoholizmem - część 1.

Tak wyglądał Matt Talbot.

Witam po nieco dłuższej przerwie!
Cieszę się ,że udało mi się w końcu znaleźć motywację do napisania kolejnego artykułu na bloga. Nie było to zadanie łatwe, ale jak widzicie grunt to przełamać się i przezwyciężyć własne słabości jak zrobił to bohater dzisiejszego wpisu. O kim mowa? Chodzi o postać Matta Talbota, prostego irlandzkiego robotnika, który pokonał nałóg alkoholowy dzięki pomocy Łaski Bożej. W sposób pełny zawierzył on swoje życie Bogu, którego uwielbiał codzienną Mszą Świętą, modlitwą i licznymi umartwieniami. Nie przez przypadek więc za jego wstawiennictwem prośby do Boga zanoszą osoby zmagające się z problemem alkoholowym oraz nierzadko ich najbliżsi. Warto wspomnieć, że mamy miesiąc sierpień, w którym Kościół Katolicki w Polsce w szczególny sposób zachęca do powstrzymania się od zażywania napojów alkoholowych. W związku z powyższym, Sługę Bożego Matta Talbota uczyniłam bohaterem dzisiejszego artykułu.
Irlandzki robotnik portowy Matt Talbot urodził w 1856 roku w Dublinie, w rodzinie Charlesa i Elizabeth Talbotów jako drugie z dwanaściorga dzieci. Ojciec wprawdzie miał stałą pracę, ale większość zarobionych pieniędzy przeznaczał na alkohol. Siedmiu synów poszło w jego ślady. Specyfika rodziny Talbotów niejednokrotnie dawała się we znaki ich sąsiadom, toteż w ciągu 20 lat przeprowadzała się ona 11 razy, wyrzucana z kolejnych mieszkań. W związku z nienajlepszą atmosferą domu rodzinnego mały Matt nie był szczególnie zainteresowany nauką. W szkole spędził nie więcej niż dwa lata.

Po ukończeniu 12- tego roku życia zaczął pracę gońca w dublińskim składzie win. Skłonność do próbowania tamtejszych wyrobów skutecznie wzmacniał pracodawca, wypłacając część poborów w postaci bonów, za które można było kupić tylko alkohol. Po roku takiej pracy Matt Talbot był całkowicie uzależniony. Nie pomagały łzy i błagania matki ani kary cielesne za pijaństwo sprawiane przez ojca, który zresztą sam nie dawał synowi dobrego przykładu.
W końcu Charles zabrał syna ze składu win i znalazł mu pracę w porcie, a potem na budowie. Matt przestał wprawdzie pić wino i piwo, ale zamienił je na whisky. Nadal też codziennie się upijał. Kiedy miał pieniądze, stawiał alkohol wszystkim i wtedy nie brakowało mu przyjaciół. Gdy nie miał się za co napić był w stanie sprzedać swój skromny dobytek, z własnymi butami włącznie.
Przełom w życiu przyszłego Sługi Bożego nastąpił pewnego sobotniego poranka 1884 roku. Wtedy to 28-letni Matt, bez grosza przy duszy, stał przed wejściem do pubu. Był pewien, że któryś z kompanów postawi mu alkohol. Ale koledzy mijali go ze zdawkowym "dzień dobry" i nawet nie mieli ochoty go częstować. Kiedy Talbot wreszcie poprosił jednego z nich o wsparcie, w odpowiedzi usłyszał: "Ty świnio!". Po raz pierwszy od bardzo dawna wrócił do domu milczący, przygnębiony i... trzeźwy. Zdumionej matce obiecał, że złoży ślub abstynencji. Ucieszyła się, ale mu nie dowierzała. Poradziła, by ślubował trzeźwość dopiero wtedy, gdy będzie w stanie dotrzymać przyrzeczenia. Po namyśle Matt poszedł do kościoła św. Krzyża i po raz pierwszy od lat się wyspowiadał, a potem na ręce miejscowego księdza złożył przyrzeczenie, że przez trzy miesiące nie weźmie alkoholu do ust.
O tych pierwszych miesiącach Matt Talbot mówił potem, że łatwiej wskrzesić umarłego, niż przestać pić, będąc alkoholikiem, toteż jego życie po nawróceniu nie było pozbawione pokus. Pewnego dnia bowiem przechodził obok gospody i nie zdołał się opanować. Wszedł do środka. Wyjął pieniądze i już miał zakupić alkohol. Zdziwił się, że nie zna nikogo z obecnych w barze. Ta chwila zastanowienia wystarczyła, by wyszedł z powrotem na ulicę. Wracał wprawdzie jeszcze dwa razy, ale wódki nie kupił. Na wszelki wypadek resztę dnia spędził w kościele. Tam na pewno nie było okazji, żeby się napić. Od tego dnia aż do śmierci, wychodząc na ulicę, nie zabierał ze sobą ani grosza, żeby nie mieć za co kupić alkoholu.
Kiedy uświadomił sobie, że sam nie da rady, zaczął szukać pomocy u Boga. Codziennie chodził do kościoła na mszę św. i bardzo dużo się modlił. Jego stałą modlitwą stał się różaniec. Do rękawa płaszcza przyszył sobie na widocznym miejscu dwie skrzyżowane szpilki, żeby mu przypominały o jego postanowieniu i o tym, że Pan Jezus cierpiał za niego i umarł na krzyżu. Po pierwszych trzech miesiącach bez picia przyrzekł abstynencję na kolejne trzy miesiące, potem na rok, a wreszcie zobowiązał się nie pić do końca życia. Dotrzymał słowa. Był abstynentem przez 41 lat.


Św. Siostra Faustyna Kowalska – Orędowniczka Miłosierdzia Bożego

 Witam ! W związku z minioną niedzielą, która była Niedzielą Miłosierdzia Bożego kilka słów o patronce tego dnia i wielkiej Orędownic...