Źródło - http://rozaniec.info/matt-talbot/
Tak wyglądał Matt Talbot.
Witam po nieco
dłuższej przerwie!
Cieszę się ,że udało mi się w końcu znaleźć motywację do
napisania kolejnego artykułu na bloga. Nie było to zadanie łatwe, ale jak
widzicie grunt to przełamać się i przezwyciężyć własne słabości jak zrobił to
bohater dzisiejszego wpisu. O kim mowa? Chodzi o postać Matta Talbota, prostego
irlandzkiego robotnika, który pokonał nałóg alkoholowy dzięki pomocy Łaski
Bożej. W sposób pełny zawierzył on swoje życie Bogu, którego uwielbiał
codzienną Mszą Świętą, modlitwą i licznymi umartwieniami. Nie przez przypadek
więc za jego wstawiennictwem prośby do Boga zanoszą osoby zmagające się z
problemem alkoholowym oraz nierzadko ich najbliżsi. Warto wspomnieć, że mamy
miesiąc sierpień, w którym Kościół Katolicki w Polsce w szczególny sposób
zachęca do powstrzymania się od zażywania napojów alkoholowych. W związku z
powyższym, Sługę Bożego Matta Talbota uczyniłam bohaterem dzisiejszego
artykułu.
Irlandzki robotnik portowy Matt Talbot urodził w 1856 roku w
Dublinie, w rodzinie Charlesa i Elizabeth Talbotów jako drugie z dwanaściorga
dzieci. Ojciec wprawdzie miał stałą pracę, ale większość zarobionych pieniędzy
przeznaczał na alkohol. Siedmiu synów poszło w jego ślady. Specyfika rodziny
Talbotów niejednokrotnie dawała się we znaki ich sąsiadom, toteż w ciągu 20 lat
przeprowadzała się ona 11 razy, wyrzucana z kolejnych mieszkań. W związku z
nienajlepszą atmosferą domu rodzinnego mały Matt nie był szczególnie
zainteresowany nauką. W szkole spędził nie więcej niż dwa lata.
Po ukończeniu
12- tego roku życia zaczął pracę gońca w dublińskim składzie win. Skłonność do
próbowania tamtejszych wyrobów skutecznie wzmacniał pracodawca, wypłacając
część poborów w postaci bonów, za które można było kupić tylko alkohol. Po roku
takiej pracy Matt Talbot był całkowicie uzależniony. Nie pomagały łzy i
błagania matki ani kary cielesne za pijaństwo sprawiane przez ojca, który
zresztą sam nie dawał synowi dobrego przykładu.
W końcu Charles zabrał syna ze
składu win i znalazł mu pracę w porcie, a potem na budowie. Matt przestał
wprawdzie pić wino i piwo, ale zamienił je na whisky. Nadal też codziennie się
upijał. Kiedy miał pieniądze, stawiał alkohol wszystkim i wtedy nie brakowało
mu przyjaciół. Gdy nie miał się za co napić był w stanie sprzedać swój skromny
dobytek, z własnymi butami włącznie.
Przełom w życiu przyszłego Sługi Bożego
nastąpił pewnego sobotniego poranka 1884 roku. Wtedy to 28-letni Matt, bez
grosza przy duszy, stał przed wejściem do pubu. Był pewien, że któryś z
kompanów postawi mu alkohol. Ale koledzy mijali go ze zdawkowym "dzień
dobry" i nawet nie mieli ochoty go częstować. Kiedy Talbot wreszcie
poprosił jednego z nich o wsparcie, w odpowiedzi usłyszał: "Ty
świnio!". Po raz pierwszy od bardzo dawna wrócił do domu milczący, przygnębiony
i... trzeźwy. Zdumionej matce obiecał, że złoży ślub abstynencji. Ucieszyła
się, ale mu nie dowierzała. Poradziła, by ślubował trzeźwość dopiero wtedy, gdy
będzie w stanie dotrzymać przyrzeczenia. Po namyśle Matt poszedł do kościoła
św. Krzyża i po raz pierwszy od lat się wyspowiadał, a potem na ręce
miejscowego księdza złożył przyrzeczenie, że przez trzy miesiące nie weźmie
alkoholu do ust.
O tych pierwszych miesiącach Matt Talbot mówił potem, że
łatwiej wskrzesić umarłego, niż przestać pić, będąc alkoholikiem, toteż jego
życie po nawróceniu nie było pozbawione pokus. Pewnego dnia bowiem przechodził
obok gospody i nie zdołał się opanować. Wszedł do środka. Wyjął pieniądze i już
miał zakupić alkohol. Zdziwił się, że nie zna nikogo z obecnych w barze. Ta
chwila zastanowienia wystarczyła, by wyszedł z powrotem na ulicę. Wracał
wprawdzie jeszcze dwa razy, ale wódki nie kupił. Na wszelki wypadek resztę dnia
spędził w kościele. Tam na pewno nie było okazji, żeby się napić. Od tego dnia
aż do śmierci, wychodząc na ulicę, nie zabierał ze sobą ani grosza, żeby nie
mieć za co kupić alkoholu.
Kiedy uświadomił sobie, że sam nie da rady, zaczął
szukać pomocy u Boga. Codziennie chodził do kościoła na mszę św. i bardzo dużo
się modlił. Jego stałą modlitwą stał się różaniec. Do rękawa płaszcza przyszył
sobie na widocznym miejscu dwie skrzyżowane szpilki, żeby mu przypominały o
jego postanowieniu i o tym, że Pan Jezus cierpiał za niego i umarł na krzyżu.
Po pierwszych trzech miesiącach bez picia przyrzekł abstynencję na kolejne trzy
miesiące, potem na rok, a wreszcie zobowiązał się nie pić do końca życia.
Dotrzymał słowa. Był abstynentem przez 41 lat.
Pisząc artykuł korzystałam z
następujących stron :
1. http://www.pomorska.pl/artykuly-archiwalne/art/6934499,matt-talbot-patron-alkoholikow,id,t.html;
2. http://www.duszp.trzezwosci.plock.opoka.org.pl/mat.htm;
1. http://www.pomorska.pl/artykuly-archiwalne/art/6934499,matt-talbot-patron-alkoholikow,id,t.html;
2. http://www.duszp.trzezwosci.plock.opoka.org.pl/mat.htm;